Narrator: Dawno, dawno temu przy Lisim Jarze osiedlił się Fabisz - pierwszy z kaszubskich rybaków. Żył spokojnie nad brzegiem Bałtyku aż do czasu, gdy w okolicy pojawił się diabeł Purtk, który koniecznie chciał zdobyć duszę rybaka. Fabisz ciągle odpędzał upartego diabła, aż pewnego razu postanowił go przechytrzyć.
Rybak: Dobrze diable, oddam ci moją duszę, ale najpierw pokażesz jaki jesteś mocny.
Diabeł: Zrobię wszystko, co zechcesz!
Rybak: Ciekawe, czy potrafisz utrzymać kotwicę żeglującej łodzi?
Diabeł: Pewnie, to dla mnie fraszka!
Rybak: Zobaczymy. Jeśli ci się to uda - dostaniesz moją duszę.
Diabeł: Nie mogę się już doczekać! Chodźmy szybko do łodzi.
(wsiadają do łodzi, rybak rozwija żagle i wypływają na morze; rybak bierze linę)
Rybak: Chodź Purtku, przywiążę cię teraz do kotwicy, żebyś prędzej poszedł na dno. Jeżeli stamtąd zatrzymasz łódź - weźmiesz moją duszę.
Diabeł: Świetnie, przywiązuj, tylko mocno!
(rybak przywiązuje diabła do kotwicy i wyrzuca go za burtę. Purtk z dna
szarpie linę)
Rybak: Oj, źle ze mną! To diablisko ma tyle siły, że łódź prawie stoi w miejscu. Jeśli czegoś nie wymyślę to on wygra!
Zaraz, zaraz ...
Już wiem! Przetnę linę!
(rybak bierze siekierę, przecina linę)
Rybak: Żegnaj diable!. Na zawsze pozostaniesz na dnie morza i już nikogo nie będziesz męczył. A ja wracam do domu.
(rybak kieruje łódź w stronę brzegu)
Narrator: Od tej pory już żaden zły duch nie pojawił się w Lisim Jarze, ale morze bardzo się zmieniło. Ile razy diabeł próbował uwolnić się z pułapki, woda zaczynała się kotłować, fale uderzały o brzeg, a z dna rozlegał się ryk wściekłego Purtka. Bałtyk stał się postrachem rybaków i żeglarzy. Jednak znalazł się śmiałek, a był nim szwedzki kupiec Frank, który odważnie pływał z Kalmaru do Gdańska.
(wszyscy śpiewają piosenkę "Kołysze się okręt")
Kupiec: Hej, marynarze! Kupiłem w Gdańsku złoto i bursztyny, możemy więc wracać do domu. Przygotujcie okręt do wypłynięcia, a ja z moją córką popatrzę jeszcze na to piękne miasto.
(marynarze stawiają żagle i śpiewają piosenkę "Hej, ho żagle staw". Kupiec z córką stoją przy burcie)
Krysta: Ojcze, bardzo mi się podoba Gdańsk, ale tęsknię już za domem.
Frank: Wiem, Krysto. Przynosisz mi szczęście, córeczko.Interesy idą świetnie, jesteśmy bogaci i możemy dłużej posiedzieć w naszym domu w Kalmarze.
Krysta: Tak się cieszę, tatusiu.
(podchodzi marynarz)
Marynarz: Kapitanie, nadciąga burza. Może zostaniemy w porcie?
Kupiec: Co mi tam burza i sztorm! Dopóki moja córka jest ze mną, żadne diabły morskie nic mi nie zrobią!
Podnieść kotwicę! Płyniemy do domu!
Marynarz: Tak jest, kapitanie!
(podnoszą kotwicę, okręt płynie, sternik za kołem, marynarze są smutni)
Krysta: Ej, co z wami? Zamiast się smucić lepiej potańczyć!
(marynarze tańczą "matelota")
Marynarze: Miałaś rację, Krysto.
Od razu nam weselej.
Może ta burza nie będzie taka straszna?
A może w ogóle nas ominie?
Po co się martwić na zapas.
Skoro kapitan mówi, że będzie dobrze ...
Chodźmy spać, bo już późno.
(marynarze układają się do snu i zasypiają)
Narrator: W nocy, kiedy wszyscy już spali, rozpętała się okropna burza.
(odgłosy burzy, krzyki marynarzy, statek się przechyla)
Kupiec: Córko, gdzie jesteś?
Marynarze: Ratunku!
Toniemy!
Krysta: Tato! Tato!
(fale zalewają statek i leżących na pokładzie marynarzy, upada maszt, po chwili następuje cisza)
Narrator: Morze wyrzuciło córkę kupca na rozewski brzeg. Krysta weszła na urwisko, chciała rozpalić ogień dla rozbitków, ale nie miała czym. Wtedy z pobliskiej chaty nadszedł rybak Fabisz.
Fabisz: Kim jesteś dziewczyno? Co tu robisz sama w taką pogodę?
Krysta: Na imię mam Krysta, płynęłam z ojcem do Szwecji kiedy rozszalał się sztorm...
A potem próbowałam rozpalić ognisko, żeby wskazać rozbitkom drogę na ląd.
Fabisz: Pomogę ci, ale już nie płacz.
(rozpala ogień)
Fabisz: Teraz musisz się ogrzać i odpocząć. Zapraszam cię do mojej chaty. Niczego ci tam nie zabraknie, a jeśli zechcesz, będziesz mogła pozostać ze mną na zawsze.
Krysta: Dziękuję ci, jesteś bardzo dobrym człowiekiem, a ja już nie mam nikogo.
(idą razem w stronę chaty)
Narrator: Tak się też stało. Krysta poślubiła kaszubskiego rybaka i została na Rozewskiej Kępie. Co noc rozpalała na stromym brzegu ogień, aby jego płomienie uchroniły zbłąkanych rybaków i żeglarzy od losu jej ojca. To samo robili jej synowie i wnuki, a po wielu latach, na rozkaz polskiego króla, wybudowano tu latarnię morską, która do dziś wskazuje drogę statkom i kutrom rybackim.
KONIEC